W końcu! Do trzech razy sztuka, jak mówią! Mimo padającego deszczu przed 7 rano poszliśmy wczoraj w góry. W momencie, kiedy wychodziłam z domu, Chłopak zadzwonił i zapytał, czy widzę, co się dzieje za oknem. Powiedziałam, że widzę, ale idziemy i koniec. Nie jesteśmy z cukru, nic nam nie będzie. Przed 8 spacerem ruszyliśmy w góry :P
Jeszcze w busie.
Dziewczyna: W górach nie wolno palić! Bo się kozice wkurzą!
Ehe, kozice w Beskidach :D na bank!
Chłopak: Jak przeżyjesz dzisiejszy dzień, to będziesz górską fretką. Na razie jesteś leśną.
Dziewczyna: Czemu leśną?
Chłopak: Bo idziemy teraz lasem, wyjdziemy na szczyt i będziesz górską :P
Dziewczyna: Dostanę medal i odznakę?
Chłopak: Tak :D
Dziewczyna: Co to będzie za odznaka?
Chłopak: Klaps w pupę :D
Bycie fretkę, to zdecydowanie jedna z rzeczy, które lepiej mi wychodzą w tym związku :D
Chłopak wydał dziwny dźwięk, no wiecie.... bekasa :P
Chłopak: Ej! Bekasy tutaj są! Słyszałaś? :D
Taaaaaa.
Idziemy szlakiem,
Dziewczyna: Jak nazywa się samiec kozicy? Kozic? :D
W tym momencie zorientowałam się, co powiedziałam. Dobrze, że miałam kijki, bo bym padła na tym szlaku. Chłopak nie mógł :D
Chłopak: Kozioł! :D
Czasami, jak za szybko chcę coś powiedzieć, to zdarza mi się jakieś słówko źle odmienić przez przypadki :D Chłopak ma wtedy dziką satysfakcję, bo ciągle to ja go poprawiam (filologia :P). Parszywiec :)
Przez kilka godzin zaliczyliśmy Rysiankę, przeszliśmy Halę Lipowską, na Hali Boraczej były pyszne jagodzianki i zeszliśmy w zasadzie koło domu. Akurat na trasie powrotnej jest sporo domków letniskowych Ślązaków, jeden z nich zatrzymał się.
Pan Ślązak: Podwieź was do Xxxxxx?
Dziewczyna: NIEEEE :D podejdziemy sobie, to kawałek :D
Nie dość, że chwilę później lunął deszcz, to okazało się, że Chłopak chciał skorzystać z podwózki, bo dreptanie po asfalcie było mu nie w smak :P trudno.
Wiadomo- szewc bez butów chodzi. Góralką jestem z krwi i kości, ale w górach byłam kilka razy. Przez parę miesięcy ręcami i nogami zapierałam się i mówiłam, że nie pójdę. A teraz? Teraz to kombinuję skąd wziąć kasę na trekingi. Zachciało mi się naszych gór i górek.
A ja za gorami nie przepadam :P Owszem widoki ladne, ale lazic po nich mi sie nie chce. Zdecydowanie wole spacery po moich nizinach, a najlepiej to brzegiem morza :D
OdpowiedzUsuńTylko nie mów tego głośno i przy G. :P Mnie się po latach zachciało połazić i pomęczyć trochę ;) jedynie moje kolano się pomęczy przy schodzeniu, ale mam kijki od Chłopaka, więc nie powinno być tak źle.
UsuńO, Rysianka. Byłam tam w zeszłym roku. Ostatnio swojemu chłopakowi zadeklarowałam, że w tym roku nie ma spania i będziemy ładnie zapierdzielać, jak te właśnie kozice górskie. Dzielny ten Twój chłop, że się w deszcz z domu ruszył. Mój by w życiu nosa nie wyszczubił. Znaczy się nie na tyle, by iść w góry.
OdpowiedzUsuńTeż mnie bierze w te nasze Beskidy od jakiegoś czasu i nie tylko.
On bardziej bał się, że mnie ten deszcz przestraszy i zdecyduję, że nie idziemy. Jednak przez większość drogi było słonecznie. Na Hali Boraczej złapał nas mały deszcze :) Mnie się chodzenie bardzo spodobało, chcę więcej :)
UsuńTo uzależnia jednak. W końcu to jakiś tam rodzaj adrenaliny :)
UsuńAdrenalina jak cholera :D zwłaszcza przy schodzeniu :D
UsuńO jak ja nie cierpię chodzić po górach :D
OdpowiedzUsuńCiiiiiii :P Bo zaraz będzie "jak to nie można lubić gór" :D. Oczywiście nie z mojej strony :D
UsuńJak można nie lubić gór ?!?!?!?!?!?!
UsuńCisza :P Można nie lubić pomidorów, można nie lubić gór :P
UsuńŚwietny blog ! Można pozazdrościć .... :(
OdpowiedzUsuńNaprawdę sympatyczna z Ciebie dziewczyna <3 . Proszę o więcej takich notatek ! Bardzo miło będzie wracać się do tego bloga . Co powiesz na wspólną obserwację ? Zapraszam do mnie !
http://patrycjabunt.blogspot.com/