czwartek, 22 października 2015

Czternaście! :)

Tylko czternaście dni. Tylko dwa tygodnie.

ZA DWA TYGODNIE PRZYTULĘ CIĘ BARDZO MOCNO  :*

Oto co mi napisał Chłopak :) Z ponad trzech miesięcy zrobiło się kilkanaście dni. Jestem coraz bardziej zmęczona tymi praktykami i hotelem, a raczej ludźmi i totalną dezorganizacją. Ale jeszcze tylko trochę, bo 7 dni w pracy, jakoś wytrzymam. Nie mam najmniejszej ochoty tutaj być dłużej niż trzeba, więc nawet zimny listopad nie pomniejsza mojej radości z powrotu. W końcu od tego jest Chłopak, żeby mnie rozgrzać :) 

Jedyne za czym będę trochę tęsknić to ta wielka woda :)


Moje zniecierpliwienie jest coraz większe :) 

piątek, 16 października 2015

Życie ze studentką filologii ;)

Poza studiami nie bardzo mam gdzie dać upust swoim filologicznym zapędom. Nie udzielam korepetycji, nauczycielem też nigdy nie będę. A czasami mam ochotę się pomądrzyć. Okazja nadarzyła się dziś :)

Chłopak oczywiście zaczął od niecenzuralnych słów, ale w końcu przeszedł do czegoś normalnego.

Chłopak: Jak jest nastolatek po hiszpańsku?
Dziewczyna: Adolescente.
Chłopak: Jak? Możesz mi to napisać, a nie mówić po rumuńsku*?

Napisałam :)

Chłopak: A jak jest 'ja, ty” i reszta?

Ku swojej uciesze napisałam. I wyjaśniłam dodatkowo :D

Dziewczyna: „El” to on, „ella” ona, „usted” pan/pani. W liczbie mnogiej podobnie: „ellos” oni, „ellas” one, „ustedes” państwo.
Chłopak: Aaaa. No dobra, a jak są siostry?

Napisałam więc „hermanas” i dodałam „przy czym H jest nieme” :D

Chłopak: Tak, wiem. Nauczyłem się już przy „Hernanie” :D a bracia?
Dziewczyna: „Hermanos” Rzeczowniki w hiszpańskim różnią się po prostu końcówkami. Męska- „o” najczęściej, a żeńska-”a”. Nie ma rodzaju nijakiego, więc nasze auto, jest w hiszpańskim rodzaju męskiego. Ale są też wyjątki....
Chłopak: Dobra, dobra, bo zaczynasz gadać, jak ta dziewczyna z kanału,.....

No eeeeej.... jak mógł nie zauważyć, że właśnie mi przyjemność sprawił i zgasił jednym zdaniem? Choćby błagał, to już mu nic nie powiem..... nic. Nigdy.


*Chłopak kiedy słyszy, jak rozmawiam np. z koleżanką po hiszpańsku, uważa, że mówię po rumuńsku :| cokolwiek to znaczy. Albo przypominam mu „Zbuntowanego Anioła” i „Cambio dolor”. Całe życie zastanawiałam się, co znaczy ten tytuł, poszłam na studia i wiem.

poniedziałek, 12 października 2015

Praktyki studencie za granicą, czy warto?

Oczywiście, że warto :) pominę tęsknotę i skupię się na pozytywach takiego wyjazdu. Może jakiś niezdecydowany student zajrzy tutaj, przeczyta i stwierdzi, że spróbuje.

Takie praktyki to przede wszystkim możliwość nauki języka. Żywego języka, takiego, jakim posługują się mieszkańcy danego kraju, czy regionu. W Hiszpanii jest to o tyle trudne, że w zasadzie każdy region ma jakąś swoją specyfikację języka (tak jak w Polsce). W takiej Katalonii nie tylko wymowa jest inna, pisownia również. Sprawdzając oferty tamtejszych uniwersytetów byłam bardzo zdziwiona taką rozbieżnością. Z tego powodu zrezygnowałam z proponowanego miasta, bo nie chciałam wrócić na zajęcia z pięknym katalońskim i byle jakiem kastylijskim (którego uczę się na studiach). Język na wyspach też się różni, bo Kanaryjczycy uwielbiają zjadać ostatnie litery, ale w porównaniu do tego, jak wiele daje obcowanie z prawdziwym językiem, ten problem w zasadzie nie istnieje. Mogę śmiało stwierdzić, że po tych, prawie, trzech miesiącach nauczyłam się więcej niż w ciągu dwóch lat studiów. Bo byłam zajęta tylko językiem i rozmową, a nie czytaniem książek, czy wkuwaniem kolejnych słówek. Pod względem nauki języka praktyki (lub tradycyjny Erasmus) są najlepszą opcją dla studenta.

Praktyki to także jedyna w swoim rodzaju możliwość poznania od środka innej kultury. Uczyłam się oczywiście na studiach o tej kulturze, ale to nic kiedy człowiek ma okazję żyć w danym państwie. Na każdym kroku słyszę „disfrutar!” czyli korzystaj. Fiesta to naprawdę norma, a Hiszpanie są bardzo pogodni. Są bardzo spontaniczni i uwielbiają zabawę. Żyjąc tu, chociaż te trzy miesiące, można wynieść coś dla siebie, skorzystać, a nawet coś zmienić. Ja jakiś spektakularnych zmian w sobie nie widzę (a jeśli są, to na pewno Chłopak mnie uświadomi), ale byłam (nadal jestem ;)), zobaczyłam i wiem, jak to jest.

Wyjazd to także sprawdzian nas samych. Przez pierwsze kilka dni miałam okropnego doła. Momentami żałowałam, że przyleciałam bez żadnej koleżanki ze studiów. Teraz jest zupełnie inaczej. Po pierwsze, zawsze lubiłam swoje towarzystwo, ale jeśli chcę, to mam tutaj mnóstwo osób, z którymi mogę porozmawiać. Znacie to powiedzenie tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono. To święta prawda. Kiedy człowiek wyjeżdża musi zmierzyć się z nową rzeczywistością, wiele razy ze swoimi lękami i słabościami. Musiałam na początku załatwić ubezpieczenie społeczne i pojechałam sama. Nie dość, że wtedy ledwo mówiłam, to nie wiedziałam gdzie iść. Ale zapytałam i wszystko załatwiłam.

To także możliwość przekonania się, czy dana praca nam odpowiada. Pracuję na recepcji. Może ktoś powie, że lekka praca. Nie, nie lekka :) ale też nie wolałabym pracować na restauracji. Praca na recepcji bywa stresująca. Bo to my jesteśmy winni wszystkiemu, co złe. To do nas ludzie przychodzą z problemami i skargami, po nas krzyczą, a ja nie mogę nic zrobić, poza uśmiechaniem się. To nas uważają za żywe, chodzące Wikipedie. W ich mniemaniu recepcjonista ma wiedzieć wszystko. Obecnie wiem dużo, ale bez przesady. Jeśli czegoś nie jestem pewna, to mam Internet i kolegę czy koleżankę obok. Wiele razy mam ochotę powiedzieć, że ktoś jest głupi (no bo ileż razy można tłumaczyć, że 20 euro to koszt wypożyczenia wentylatora plus 10 euro depozytu- ostatnio dobre 10 minut mi to zajęło), jednak nie powiem nic. Czasami podoba mi się ta robota, a czasami mam dość. Czasami się nudzę, a innym razem nie wiem, w co ręce włożyć. Także jedź człowieku, popracuj i dowiedz się, czy za X lat będziesz chciał wykonywać ten zawód!

A przede wszystkim, możesz pozwiedzać. Gdyby nie ten wyjazd, nie zobaczyłabym orek i delfinów, oceanu i okropnego ciemnego piasku. Nie poszłabym na najbardziej kolorowy targ, nie zobaczyłabym miasta przygotowanego na fiestę. Nie miałabym możliwości wizyty na wulkanie (to przede mną). Krótko, moje oczy mogłyby tego w życiu nie ujrzeć.

I jeszcze jedna, najważniejsza chyba korzyść. To doświadczenie, a tego nikt Ci nie odbierze. Nie wiesz, kiedy z niego skorzystasz.

Piszę to wszystko ze swojej perspektywy, oczywiście ktoś może się nie zgadzać. Co nie zmienia faktu, że warto jechać. Jeśli o mnie chodzi, to na filologii powinien być nawet obowiązek wyjazdu. Inaczej nie nauczysz się swobodnie rozmawiać, proste ;)



niedziela, 11 października 2015

Pierwszy


Równy rok temu, z sercem na dłoni (dosłownie), czekałam na dworcu. Im bliżej był pociąg, tym większe było moje zdenerwowanie. Wysiadł z pociągu i wszystko minęło :) Czarodziej :) 

Pierwszy rok razem. Chociaż znamy się od lat. Mimo, że czasami mam ochotę go udusić, to bez niego już nie chcę. 

Jest mi z nim dobrze, tak, jak powinno być :) 

Wiem, że to przeczyta, więc... dziękuję za ten rok, jesteś cudownym Chłopakiem :*

sobota, 3 października 2015

Trochę dziecinady i miłość inaczej :)

Pewnej niedzieli, krótko przed moim wyjazdem, wybraliśmy się do pizzerii. Znając nas, piliśmy piwo i coś jedliśmy. Nie pamiętam dokładnie od czego się zaczęło, ale postanowiliśmy przez chyba 20-30 minut nie odzywać się. Nawet był zakład. Dla mnie 30 minut milczenia, to żaden problem. Dla Chłopaka już tak. W pewnym momencie zjawił się nasz kolega. My uparcie nie odzywamy się, ale nie zdziwiło go to specjalnie :D kiedy pytał o coś, to po prostu napisałam, o co chodzi :D po kilku minutach dostaję smsa od Chłopaka

Weź coś powiedz, bo mnie ro***” :D

Nie i c****” :D

Muszę wygrać!!!”

Nie i c***” :D

Po chwili skapitulował, chociaż i tak uparcie twierdził, że wygrał :P mięczak. Niech ktoś mi jeszcze raz powie, że kobiety bez gadania nie potrafią wytrzymać, to zostawię go na jeden dzień z Chłopakiem :D a ja pójdę się relaksować.

Dziś, więc całkiem na świeżo, relacjonuję swój poranek. Że były drobne zakupy i tym podobne. Powinnam już wiedzieć, że jak Chłopak nie zada tego pytania, to będzie chory.

Chłopak: A prezenty? :( :P
Dziewczyna: Pójdę coś kupić w tym tygodniu. Spokojnie, ja pamiętam :*
Chłopak: Ale ja żartuję. Kochanie, naprawdę :* To tylko żeby Cię zryć. Z MIŁOŚCI!
Dziewczyna: Fajna ta Twoja miłość :P taka nietypowa.
Chłopak: No nie?
Dziewczyna: Pierwszy raz się z taką spotykam.
Chłopak: Oryginalna Kochanie, oryginalna.
Dziewczyna: Jedyna w swoim rodzaju :P

Jak wiadomo, miłość nie jedno ma imię :P w tym przypadku jej imię to Prezenty :D

A propo choroby, to Chłopak jest przeziębiony. Na szczęście, chyba (!), nie jest typem faceta, który mając katar (a ma) stęka, jęczy, biadoli. Wikingowi jednak nie wypada. Jednak nie wiem co gorsze, facet, który jęczy, czy facet, który uważa, że chusteczka to rzecz zbędna.

Dziewczyna: Wydmuchaj ten nos!
Chłopak: Nie, nie potrzebuję!

No myślałam, że mnie trafi wczoraj, jak rozmawialiśmy przez telefon. Dziś natomiast drobny postęp.

Dziewczyna: Jak nosek?
Chłopak: Nadal katar. Ale wysmarkałem się :P
Dziewczyna: Oooo jak ładnie :) bolało?
Chłopak: Nie bolało.

Czyli da się! :D


Został nam jeszcze miesiąc rozłąki. Oooj brakuje mi tych głupich rozmów na żywo.
 Ale teraz, to już zleci! :)